Sobotka: Nie chcemy tu silnej wspólnoty muzułmańskiej
Obecnie trwa wizyta Angeli Merkel w Pradze. Jutro kolej na Warszawę. Tymczasem warto sięgnąć do rozmowy z premierem Bohuslavem Sobotką, jaką opublikował dziennik Právo na początku tygodnia. Bardzo pouczająca w kwestii stosunku czeskiego rządu do kwestii uchodźców i kierunków polityki zagranicznej. Z Bohuslavem Sobotką rozmawiała Karolina Brožová.
Co jest głównym celem wizyty kanclerz Merkel?
Moim priorytetem jest mieć dobre stosunki z naszymi sąsiadami. To kamień węgielny jakiejkolwiek polityki zagranicznej. Ci, którzy są najbliżej ciebie, mogą cię najlepiej rozumieć, ale mogą stanowić też ten największy problem.
Jeśli chodzi o kanclerz Merkel, jest to jej pierwsza wizyta w trakcie kadencji naszego rządu. Niemcy są naszym partnerem w UE i NATO a po wystąpieniu Brytanii z Unii jest jasne, że rola Niemiec i Francji wzrośnie. Niemcy są też naszym największym partnerem handlowym, a niemieckie firmy są naszym największymi inwestorami. Jest tu szereg tematów.
Niemiecki dziennik Die Welt spekulował, że Angela Merkel będzie usiłowała przekonywać pana do większej otwartości na przyjmowanie uchodźców.
Z pewnością migracje będą tematem. Czekają nas rozmowy z Turcją, chcemy aby liczba nielegalnych uchodźców spadała. Mamy wspólny interes z Niemcami, ale mamy inny pogląd na to, jak go osiągnąć.
Nie zgodzimy się na kwoty, ale to już pani kanclerz wie. Często prowadzimy tę debatę na forum Rady Europejskiej. Od początku dyskusji o migracjach jestem na stanowisku, że w decydowaniu o liczbie uchodźców państwa członkowskie powinny być suwerenne. To do rządów państw należy ostateczny wynik, jakim jest gwarancja bezpieczeństwa ludności.
Angela Merkel w minionym tygodniu na spotkaniu CDU powiedziała, że terroryzm nie przyszedł do Niemiec wraz z uchodźcami. Co pan na to?
Fala uchodźców jest wynikiem ekspansji islamistów na dużych obszarach Syrii i Iraku. Nie można łączyć i mówić, że uchodźca równa się terrorysta. Podobnie nie może obowiązywać podejście, które w zeszłym roku dotknęło Niemcy, które bez jakiejkolwiek kontroli umożliwiło przypływ dużej ilości ludzi.
Zaradzenie temu będzie bardzo skomplikowane. Kiedy nagle wielka ilość ludzi dostaje się do centrum Europy, bez zamknięcia granic Schengen, ryzyko bezpieczeństwa się zwiększa.
Gdy spojrzymy na to, kto najczęściej pomaga organizować ataki terrorystyczne – o ile nie są to indywidualne akcje szaleńców – zobaczymy, że są to potomkowie imigrantów, którzy przyjechali do Europy przed 15-20 laty. Rodzi się pytanie, czy jesteśmy w stanie skutecznie integrować ludzi, którzy przychodzą z kulturowo i religijnie innego środowiska, pytanie dlaczego dochodzi do ich radykalizacji ich zachowań.
To są oczywiście kwestie bardziej aktualne w Niemczech. My obecnie nie mamy żadnej silnej muzułmańskiej społeczności. Prawdę mówiąc nie życzymy sobie, aby powstała tu silna wspólnota muzułmanów, ze względu na te problemy, które obserwujemy.
Angela Merkel oświadczyła, że islam należy do Niemiec. Pan mówi, że do Republiki Czeskiej nie należy?
Niemcy są przecież w innej sytuacji. Kiedy u nas była żelazna kurtyna, a niemiecka gospodarka rosła, Niemcy nie mieli kogo zatrudniać. Przez żelazną kurtynę ludzie z Republiki Czeskiej, Polski czy Węgier nie mogli tam pojechać. Niemcy zdecydowali się zaprosić pracowników z Turcji, Jugosławii i w ciągu kilkudziesięciu lat wytworzyła się silna społeczność, która wyznaje islam.
Przestrzegam jednak przed tym, aby stawiać znak równości miedzy ludźmi, którzy wyznają islam, a terrorystami i radykałami, którzy zabijają bardzo często też swoich rodaków. Z tymi ludźmi musimy sobie radzić i poradzimy sobie lepiej, jeśli umiarkowani muzułmanie będą się dystansować od jakichkolwiek działań terrorystycznych.
Na spotkaniu ambasadorów powiedział pan, że chce wspólnej armii europejskiej. Jednak według ostatnich słów przewodniczącego komitetu wojskowego NATO Petra Pavla, jest to niemożliwe w Europie.
Kiedy potrzebowaliśmy interwencji w sprawie przemytników, trwało to tak strasznie długo, że krótsza była cała operacja NATO. Problem był bardziej groźny niż państwa członkowskie sądziły. Nie chciałbym, aby taka sytuacja się powtórzyła. Europa nie może być zależna tylko od Sojuszu Północnoatlantyckiego. Musimy bronić swoich granic, swoich interesów i bezpieczeństwa.
Kiedy każde państwo wydzieli pewien zakres jednostek wojskowych i będą to instrumenty pod wspólnym dowództwem, wspólnie wyćwiczone, model ten będzie możliwy do zastosowania w praktyce. Potrzeby wzrosną, to mogę zagwarantować. USA nie są chętne wyciągać wszystkich ziemniaków z ognia za Europę. Niektóre ziemniaki Europa będzie musiała wyjąc sama.
W pierwszy rzędzie interesuje mnie opinia Niemiecdotycząca wzmocnienia współpracy w obszarze obrony. Myślę, że z Niemcami, Austrią i Słowacją mamy bardzo podobne interesy. Z wyjątkiem lotnisk nie mamy zewnętrznych granic strefy Schengen i musimy polegać na państwach, takich jak Grecja i Włochy, gdzie jest potrzeba skutecznej ochrony granic.
Będzie pan o tym rozmawiał w piątek na spotkaniu V4 i Niemcami w Warszawie?
Z racji tego, że przygotowujemy się na wrześniowy szczyt UE w Bratysławie, chcielibyśmy dogadać się co do priorytetów, które będziemy forsować. Republika Czeska otworzy dwa najważniejsze tematy: zwiększenie bezpieczeństwa obywateli – walka z terroryzmem, walka z nielegalną migracją – i szybszy wzrost poziomu życia wskutek wzrostu gospodarczego.
Ataki terrorystyczne, Państwo islamskie, niekontrolowana nielegalna migracja pogorszyły zaufanie ludzi w to, że Unia Europejska i jej państwa są w stanie zagwarantować bezpieczne życie.
Drugim priorytetem musi być silniejsza konwergencja gospodarcza. Po wielu latach członkowstwa w UE nadal jest różniaca między płacami, które obowiązują w Niemczech a płacami w Republice. A przecież w wydatkach na życie już takiej dużej różnicy nie ma.
Według doniesień medialnych, po obszarze Niemiec poruszają się miliony niezidentyfikowanych migrantów. O rozwiązaniu tej sytuacji też będzie pan rozmawiał z kanclerz Merkel?
Myślę, że ta sytuacja w Niemczech jest inna niż była przed dwoma laty. Niemcy też wiedzą, że nie mogą w nieskończoność przyjmować kolejnych uchodźców bez jakiejkolwiek kontroli. To już kilkukrotnie powiedziane zostało podczas rozmów na Radzie Europejskiej. Będziemy drążyć temat rozwiązań bezpieczeństwa dla całej Europy.
Musimy znaleźć sposób na to, jak zdobyć wsparcie obywateli dla europejskiego projektu. Jasne jest, że kwoty są tym, co to poparcie odbiera.
Jak postrzega pan rozwój sytuacji w Turcji? Ostatnio prezydent Erdogan zagroził cofnięciem umowy z UE o przyjęciu uchodźców, jeśli Unia nie uprości obowiązków wizowych dla Turków.
Jesteśmy za tym, żeby każdy kto chce mieć z UE uproszczony kontakt wizowy na trzy miesiące, musi spełniać warunki. To, co się obywa w Turcji po próbie puczu, idzie w przeciwnym kierunku.
Jestem bardzo zaniepokojony skalą ograniczania wolności, zwalniania z pracy, ingerencji w sądownictwo. Obawiam się, że Turcja idzie w kierunku z demokratycznego systemu do systemu, który dalej jest autorytarny.
AngelęMerkel popiera jedynie 18 proc. Czechów. Nie boi się pan, że Czesi dają panu jej wizytę "na pożarcie"?
Ludzie, którzy najchętniej ogrodziliby Republikę drutem kolczastym, wystąpili z UE i NATO, mają oczywiście inne wyobrażenie o tym, jak powinny wyglądać stosunki z naszymi sąsiadami i partnerami. Musimy być otwartym, swobodnie myślącym i pewnym siebie państwem, które ma dobre, poważne relacje z tymi, którzy są nam najbliżsi, mimo iż mamy na różne tematy inne opinie. Cieszę się, że stosunki czesko-niemieckie są bardzo dobre, nie tylko na poziomie federalnym z władzami centralnymi.
Od dwóch i pół roku już intensywnie staram się, by ulepszyć infrastrukturę komunikacyjną, która łączy nasze kraje. To paradoks, że należymy do państw mających najintensywniejsze relacje gospodarcze i międzyludzkie na co dzień, ale nie odpowiada temu infrastruktura połączeń.
Chciałbym, aby kolej dużej prędkości połączyła Pragę i Berlin, byśmy dołączyli do zachodnioeuropejskiej sieci, ulepszyli połączenia do Monachium i byśmy połączyli naszą autostradę D z niemiecką.
Ważne jest też, aby kontynuować intensywną współpracę naszych policji. Nie chodzi tylko o terroryzm, ale i o przestępczość na pograniczu czy walkę z produkcją narkotyków.
W niedzielę Martin Konvička wywołał swoim happeningiem panikę na Placu Starego Miasta po ty, jak on i jego współpracownicy przebrali się za dżihadystów. Co pan o tym sądzi? Nie ma zagrożenia powtórką przy okazji wizyty Angeli Merkel?
Już od jakiegoś czasu jest jasne, że pan Konvicka to wariat. To, co wydarzyło się, te jego nowe zamieszki pokazały, że jest po prostu wariatem. Trzeba chronić społeczeństwo przez takimi ludźmi. Policja powinna konsekwentnie dbać o przestrzeganie prawa.
Druga rzecz to, czy taka akcja powinna być w ogóle umożliwiona. W sytuacji, kiedy magistrat zakazał oświetlenia świątecznego drzewka na Placu Starego Miasta, które mogłoby stworzyć zagrożenie obywateli, powinien też wykazać troskę o to, czy wydać pozwolenie w trakcie sezonu turystycznego na jednym z najbardziej zatłoczonych miejsc, na podobne rozruchy.
Co pan powie o sytuacji odwrotnej, o decyzję Zamku Praskiego, który kontroluje wszystkich odwiedzających ten obszar turystów?
Czasy się zmieniły, nie możemy być tacy beztroscy. Zwiększenie bezpieczeństwa niesie ze sobą ograniczenia także dla obywateli. Powinny to być ograniczenia stosowne, a środki bezpieczeństwa muszą być efektywne.
Nie chcę komentować zabezpieczeń w Zamku, rząd tego nie omawiał, to wyłącznie decyzja Zamku Praskiego. Cieszyłbym się jednak, gdyby Hrad po pewnym czasie dokonał oceny środków bezpieczeństwa, a jeśli okazałyby się nieefektywne i miał odwagę powiedzieć, że je ograniczy.